Thursday, July 16, 2009

Wtorek, 7 sierpnia 2007 r.

9:41
Wczoraj po południu stanęliśmy w Puławach i w końcu udało się nam wymienić butlę z gazem. Pan z Gazpolu złapał się za głowę, bo babsko ze stacji ponad dwa razy przeładowało nam butlę. W tym czasie Gałaz wysprzątała łódkę, a ja się nakremowałam. Potem wypłynęliśmy i poszukiwalismy pięknego miejsca do nocowania. Uczciliśmy pięknie fakt, że mieliśmy nową kuchenkę i usmażyliśmy kiełbasę i kaszankę. Piliśmy Bastardi z tonikiem, piwo i byliśmy bardzo szczęśliwi, bo zatrzymaliśmy się w bardzo ładnym miejscu, które wyglądało tak, że obok głównego koryta rzeki było jeszcze jedno, bardzo szerokie, prawie całkiem wyschnięte. Obydwa były oddzielone od siebie wyspą zarośniętą krzakami i drzewami. To wyschnięte koryto wyglądało jak sceneria z "Komety nad Doliną Muminków". Po kolacji, kiedy to leitmotifem było moje sranie, Gauaz zamieniła się w MegaMuchę a ja w Megaterium, a Gazer w MegaPsa.

Potem słuchaliśmy Zacieru. Nasz Lekarz zakochał się w piosence o przekarmieniu sianem. Potem słuchaliśmy "The Raven w dwóch wykonaniach" - Walkena i the Simpsons i poszliśmy spać.

Dzisiaj od rana strzelałam nieco focha z powodu utraconej zdolności do srania i chodziłam trochę podenerwowana, aż oddałam naturze, co od niej przyjęłam. Teraz minęliśmy slip, z którego się wodowaliśmy i płyniemy w nieznane. W Dęblinie dokupimy faje i piwo. Należy pamiętać o owocach dla mła, bo błonnik w tej sytuacji jest rzeczą dość istotną.

Zalewski w radio powiedział, że w Azji był krwiożerczy monsun i teraz dwadzieścia milionów osób żyje w wodzie albo ledwo żyje w wodzie.

Mamy wiaterek w plecy, a więc obywamy się bez pracy Parsunu. Płyniemy dziarsko na foku.

14
Minęliśmy dopiero co 400. kilometr. Widoki są zajebiste. Widzieliśmy nawet wydrę i gniazda jaskółek. Mieliśmy trochę problemów po drodze, bo stawaliśmy na łachach i mieliznach. Minęliśmy trochę raf i jeden czy dwa wypasione głazy. Dopłynęliśmy szczęśliwie do Dęblina i zatrzymaliśmy się na kamorach. Poszłam z Gazerem do sklepu. Gazer został w spożywczaku, a ja poszłam na Orlen, żeby założyć sobie soczewki. Jak wymieniałam gały, Gazera oglądał jakiś żul z przykurczem dłoni, póki kolega go nie odebrał, tj. żula.

Jest niezła plażówa, ale wiatr wieje od rufy, a więc strasznie zapieprzamy. Tuż przed 400. kilometrem wpakowaliśmy się na kamienną rafę i zrobiło się dość nerwowo. Nasz Lekarz z Gazerem nas zdjęli.

Nasz Lekarz marudzi, że chce jeść, a więc zaraz będzie obiad. Słuchamy se szant i cieszymy się na widok wszystkiego, co nie jest rośliną, owadem, myszą i przyrodą nieożywioną. Zajebiście nas śmieszą tyczki wyznaczające szlak. Niektóre są tak fantastycznie zjebane, że w zasadzie nie widać, jaki mają kolor. Jakby nie stały na brzegu albo łachach, tobyśmy mieli groźnie.

Ciągle wspominam racicę z muzeum złotnictwa.

Daj mi dupy.

18
Płyniemy sobie dalej. W tym momencie używamy Parsunu, bo zrobił się mrok. Oznaczenie nie zdaje egzaminu, bo nie przewidziano widocznie aż tak niskiego poziomu wody. Jesteśmy w okolicy 420. kilometra. Na lewo widać w oddali spory kawał deszczu. Jest dość srogo, bo z jednej strony są pustynie, które zazwyczaj są dnem Wisły, a z prawej skarpa i na niej las.

Ludzi trochę jest, ale nieporównywalnie mniej niż na Mazurach. Jak zamachałam jednemu starszemu panu, wnuczka go zapytała: "Dziadziuś, to twoja znajoma?"

W jednym momencie tak się przegrzaliśmy, że musieliśmy się zatrzymać i popluskać w wodzie. Było niesłabo, bo przycumowaliśmy Nasz Lekarz na kole do rufy, po czym wszyscy w kapokach szliśmy trzymając się cumy, a potem dryfowaliśmy w dół. Ubaw po pachwiny. Piotruś po wejściu na pokład niechcący pokazał Naszemu Lekarzu i Gałazu penisa, a mnie jaja. Trochę popiekliśmy się słoneczkiem, bo cały dzień było ponad 30 stopni i pokład się niemiłosiernie nagrzewał. Ciągle stajemy na płyciznach i pchamy łódkę, co jest dość męczące, ale wesołe.

Teraz se tak stoimy. Chce mi się srać znów. Idę do wody.

19:22
Mijamy elektrociepłownię Kozienice. Zdjęliśmy łódkę z zajebiście wysokiej przykosy. Miałam srać w wodzie, ale najpierw ryby uniemożliwiły to fizycznie (skubiąc mnie w nogi), a potem psychicznie (patrzyły na mnie - wstydziłam się). Niedługo pewnie będziemy szukać miejsca na nocleg. Zrobiliśmy dzisiaj jakieś 50 km. Poza tym obserwowaliśmy sobie niebo i w chmurach był znak Euro. Trochę to debilne, ale wszyscy to widzieli.

Elektrociepłownia jest gigantyczna i leci z niej gorąca woda do Wisły. Obok siedzi człowieczek i łowi ryby. Płyniemy z Parsunem, bo wiatr zdechł na wieczór.

Wsadziłam łapę do wody. Bardzo ciepła, rybaków jest w bród, po rzece płynie jakaś biała toksyczna piana i śmierdzi. Jak się postaramy, to w czwartek będziemy w Warszawie.

21:05
Bawimy się w rybaków. Konsternacja zaś z powodu wylania w kabinie oleju od wątróbek dorsza i śledziowego sosu pomidorowego bawi się w kuter. Pachnie ładnie, bo lubię ryby.

Teraz siedzimy na jakimś brzegu w krzakach i jesteśmy przepotwornie zmęczeni, pogryzieni przez komary i zbakani słońcem. Pijemy łiskacza z tanią colą i Piotruś przygrywa nam na gitarze. Wszyscy mają poobierane i pomiażdżone łapki od ciągnięcia lin i pchania łódki po płyciznach. Dotychczas wycieczka jest nader udana. Zasuwamy dość szybko, chociaż martwimy się, że w końcu niechcący zabijemy Parsun, bo ciągle robimy tak, że muł bierze.

Gałaz z Naszym Lekarzem rozkminiają działanie enzymów, pijemy wódeczkę i jesteśmy weseli. Piotruś pije łiskacza na czysto i twierdzi, że nie ma 18. lat i że się nawali. Też padło stwierdzenie, że minęliśmy fajne gorące źródła. Dla niekumatych: elektrociepłownię.

ZŁOTE MYŚLI PIOTRUSIA
  • erdolado
  • zesrał się goły na rogu stodoły
  • Czerwiks
  • bo ta woda, w której piłem i teraz mówię przez słomkę
  • przyszedł ksiądz w kapeluszu tego kapucyna, tego Stańczyka
Piotruś czyta o pierwszym otwockim zakładzie kąpielowym doktora Geislera, mając czołówkę na miganiu.
  • sztroboskop, kurwa
  • podnieś ktoś dupę i doładuj akumulatory albo daj nową świeczkę
krzyż łaciński:


Zacumowaliśmy obok gniazda bobrów, czyli bobrowni. Mamy obawy, że w nocy przyjdą bobry i zaczną płakać nam na łódkę. W tej chwili knuje się, jak zatamować dupę Piotrusia. Zaraz idziemy spać.

No comments: